"...i przepuści Brama Opatowska,
pod którą stromo wpełza wyślizgana kostka:
koń spina się, osuwa i pada boleśnie -
jeep natęża benzyną wykarmione mięśnie
i już - niby na wietrze postawiony kołnierz
rynek oczom otwiera miasto - to Sandomierz."
Tadeusz
Chrzanowski, Sandomierz
W sobotę 19 września wybraliśmy się w naszą
pierwszą daleką podróż z Mikołajkiem (każda podróż, w którą zabieramy m. in.
łóżeczko turystyczne, wózek, nosidełko i wiele innych niezbędnych Mikołajkowych
rzeczy będzie tą "daleką"). Zaplanowaliśmy zwiedzić miasto gdzie od wieków "San
domierza do Wisły". Królewskie miasto - niczym włoski Rzym, zbudowane na 7
wzgórzach górujących nad lewym brzegiem Wisły. Słynące z niepowtarzalnego
klimatu i charakteru, dzięki zabytkom, ciszy i malowniczości. Dodatkowo
zareklamowane przez serial "Ojciec Mateusz" (w tytułowej roli Artur
Żmijewski ;-)) nagrywany właśnie w zabytkowych murach Sandomierza. Dlatego
też, mój prywatny ojciec Mateusz był zobowiązany do odwiedzenia Sandomierza
oczywiście wraz z synem i żoną. Zwiedzanie zaczęliśmy od jednej z największych
atrakcji czyli Rynku z kamieniczkami. Charakterystyczne dla Rynku jest to, że
jego powierzchnia opada lekko od zachodu ku wschodowi. Nie można było zapomnieć
o hamulcu w wózku Mikołajka. W górnej części Rynku znajduje się XIV - wieczny
Ratusz, który dzięki zdobionej attyce z XVI w. (ścianka rodem z Grecji
wieńcząca szczyt budowli z ozdobnymi elementami, ornamentami i rzeźbami)
prezentuje się przecudnie.
Znaczącymi elementami Rynku jest też kolumna z figurą Matki Bożej
Niepokalanej z 1776 r., rzeźba kotwicy z łańcuchem "wiszącym" z
nieba, świadczącym o historycznych związkach Sandomierza z Bałtykiem oraz historyczna
studnia. Klimat tworzą też liczne kamienice mieszczańskie (ok. 30) okalające
rynek, m.in. tu znajduje się Dom Oleśnickich oraz dom kompozytora i
instrumentalisty urodzonego w XVI w. w Sandomierzu Mikołaja Gomółki.
Z kolei nasz Mikołajek jak prawdziwy turysta zafascynował się licznymi gołębiami znajdującymi się na Sandomierskim Rynku. A gdy w brzuszkach było słychać burczenie, usiedliśmy w restauracji na świeżym powietrzu delektując się jedzeniem i urokami Rynku. Dla wtajemniczonych rada, by z wózkiem wybierać miejsca jak najbliżej wyjścia, żeby w każdej chwili móc opuścić restaurację nie stawiając na nogi wszystkich jej gości ;-).
Z kolei nasz Mikołajek jak prawdziwy turysta zafascynował się licznymi gołębiami znajdującymi się na Sandomierskim Rynku. A gdy w brzuszkach było słychać burczenie, usiedliśmy w restauracji na świeżym powietrzu delektując się jedzeniem i urokami Rynku. Dla wtajemniczonych rada, by z wózkiem wybierać miejsca jak najbliżej wyjścia, żeby w każdej chwili móc opuścić restaurację nie stawiając na nogi wszystkich jej gości ;-).
Późnym
popołudniem Mikołajkowy wózek zamieniliśmy na nowo zakupione nosidełko. Synek
był zaskoczony, ale zadowolony z nowej perspektywy zwiedzania. Szczerze
polecam, zwłaszcza, że to nie ja nosiłam nasz słodki ciężar. Spacerując już bez
wózka wspięliśmy się na jedyną zachowaną do dziś bramę wjazdową po
średniowiecznym systemie umocnień sandomierskich czyli Bramę Opatowską zwaną
też "Wielką" pochodzącą z II/XIV w. sięgającą 33 metrów wysokości. Z
Bramy rozciągał się przepiękny widok na Sandomierz i Wisłę.
Po
zdobyciu Bramy udaliśmy się na dalszy spacer uliczkami Sandomierza, po drodze
mijając m.in. Mały Rynek, Pałac Biskupi (klasycystyczny gmach z 1861-1864 r.),
Dzwonnicę w barokowym stylu z 1737 r. -1743 r. Swoją drogą mój M. doskonale
sobie radził z około 10 kg obciążeniem. W końcu dotarliśmy do głównego i
największego obiektu sakralnego diecezji sandomierskiej czyli Bazyliki
Katedralnej pw. Narodzenia NMP i św. Wincentego Kadłubka. Potężna gotycka
budowla z zewnątrz, wewnątrz bogate wnętrze zawierające olbrzymią ilość
ołtarzy, rzeźb i malowideł. Naszą szczególną uwagę przykuł cykl malowideł
"Matrymologium Romanum" czyli kalendarz rzymski autorstwa Karola de
Prevot oraz barokowy ołtarz Najświętszego Sakramentu. Naszemu Przewodnikowi
natomiast mój M. z Mikołajkiem skojarzyli się z Matką Boską brzemienną
widniejącą na jednym z obrazów w kościele.
Po
opuszczeniu bazyliki wieczór spędziliśmy na Rynku, a Mikołajek wpasowując się w
nastrój panujący klaskał i pokrzykiwał w rytm muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz