„Postawił go na skale Krzysztof Wojewoda,
Ossoliński, jak wówczas wymagała moda -
W kształcie orła. Broniły go wały wysokie
Od najścia nieprzyjaciół i fosy głębokie.
Pięciokątną figurę miała ta budowa,
Co się tak przedstawiało: brama jako głowa,
Dwie baszty niby skrzydła, a dalej dwie drugie
Wyglądały jakoby orle nogi długie;
Środek budowli - korpus, a z zachodniej strony
Okrągła sala niby ogon roztoczony.
Baszt cztery przedstawiały cztery pory roku,
Dwie z jednego, a zaś dwie z drugiego znów boku.
Sal ogromnych rozmiarów, ni mniej ani więcej,
Tyle ich było, co w roku miesięcy.
Pokoi rozmaitych i przyjemnych oku
Tyle było w tem zamku, co tygodni w roku.
Okien różnych rozmiarów, taki gmach wspaniały
Tyle ich miał, z ilu dni rok składa się cały.
Do bramy most prowadził przez fosę rzucony,
Lecz tylko do połowy - niby nieskończony;
Na silnych był arkadach, próżny do połowy,
Gdy bramę otworzono, to most był gotowy.
Żelazną bramę na noc gdy się zamykało,
To w tym czasie pół mostu zawsze brakowało."
Ossoliński, jak wówczas wymagała moda -
W kształcie orła. Broniły go wały wysokie
Od najścia nieprzyjaciół i fosy głębokie.
Pięciokątną figurę miała ta budowa,
Co się tak przedstawiało: brama jako głowa,
Dwie baszty niby skrzydła, a dalej dwie drugie
Wyglądały jakoby orle nogi długie;
Środek budowli - korpus, a z zachodniej strony
Okrągła sala niby ogon roztoczony.
Baszt cztery przedstawiały cztery pory roku,
Dwie z jednego, a zaś dwie z drugiego znów boku.
Sal ogromnych rozmiarów, ni mniej ani więcej,
Tyle ich było, co w roku miesięcy.
Pokoi rozmaitych i przyjemnych oku
Tyle było w tem zamku, co tygodni w roku.
Okien różnych rozmiarów, taki gmach wspaniały
Tyle ich miał, z ilu dni rok składa się cały.
Do bramy most prowadził przez fosę rzucony,
Lecz tylko do połowy - niby nieskończony;
Na silnych był arkadach, próżny do połowy,
Gdy bramę otworzono, to most był gotowy.
Żelazną bramę na noc gdy się zamykało,
To w tym czasie pół mostu zawsze brakowało."
Zamek
Franciszek Xawery Bartkowski
Franciszek Xawery Bartkowski
"Dożynki" (fragment), 1882
W
poniedziałek słońce wyszło zza chmur, więc nie marnując czasu kontynuowaliśmy spacer
po Starówce, wzdłuż murów obronnych wybudowanych na zlecenie króla Kazimierza
Wielkiego w celu zabezpieczenia miasta i zgromadzonych w nim dóbr. Po obiedzie na chwilę opuściliśmy Sandomierz i wyruszyliśmy samochodem do małej
miejscowości Ujazd, w której znajdują się urzekające ruiny zamku Krzyżtopór.
Nazwa zamku pochodzi od emblematów umieszczonych przy bramie wjazdowej: topór -
herb Ossolińskich oraz krzyż - symbol kontrreformacji.
Budowla
została wzniesiona w XVII w. przez Krzysztofa Ossolińskiego. Według legendy
bryłę obiektu podzielono na cztery baszty, by obrazowały pory roku, wewnątrz
umieszczono 12 wielkich sal i 52 pokoje symbolizujące miesiące oraz tygodnie w
roku. Ponadto zamek posiadał 365 okien (ilość dni) oraz 7 bram (dni tygodnia).
Niestety w 1655 r. zamek został zdobyty i splądrowany przez Szwedów, a
następnie zniszczony przez konfederatów barskich.
Mimo
tego budowla nawet w stanie zniszczenia zrobiła na nas piorunujące wrażenie.
Trzymając się za ręce i przechadzając po piwnicach i murach zamku czuliśmy
romantyczny klimat tego miejsca. Gdybyśmy mieszkali w pobliżu na pewno
zrobilibyśmy sobie z M. sesję ślubną w tych urzekających ruinach. Jednego czego
żałowaliśmy to tego, że nie możemy zobaczyć zamku nocą, bo na pewno sprawia
wtedy niemal mistyczne wrażenie.
Z
Ujazdu pojechaliśmy do historycznego
miasta Opatowa, by dotknąć trochę historii, bo w końcu Opatów należy do najstarszych
i bogatych w wydarzenia historyczne miast Polski. W mieście znajduje się wiele
obiektów historycznych wpisanych na listę zabytków m.in. kolegiata św. Marcina
z Tours (świątynia w stylu romańskim pochodząca z II poł. XII w.), pozostałości murów miejskich
wzniesionych przez kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego z jedyną zachowaną bramą – Warszawską, barokowy klasztor oo. Bernardynów wzniesiony
w XIV-XV w. na miejscu osady Żmigród, podziemia
– system dawnych piwnic kupieckich wydrążonych w lessie pod rynkiem starego miasta (Placem
Obrońców Pokoju).
Niestety czas działał
na naszą niekorzyść. Kolegiata, klasztor i podziemia były już zamknięte dla
zwiedzających. Pozostało nam podziwiać te zabytki z zewnątrz. Mimo, iż
kolegiata jako jedna z nielicznych dobrze dochowana od XII wieku do naszych
czasów swoimi rozmiarami, okazałością i wysoką klasą architektoniczną od ponad
ośmiuset lat daje świadectwo kunsztu średniowiecznych budowniczych, mieliśmy
wrażenie, że jej urok przyćmiony został przez infrastrukturę miejską. Tak samo
inne zabytki utonęły w gąszczu nieciekawych budynków, ruchliwych i hałaśliwych
dróg, pędzącego bez chwili wytchnienia miasta. Nie, nie zachwycił nas Opatów.
Może gdybyśmy weszli na chwilę do kolegiaty, ucieklibyśmy od zgiełku to wtedy
poczulibyśmy, że w tym miejscu działa się historia. Wniosek mamy taki, że do
Opatowa można jechać, ale po drodze, przy okazji zwiedzania innych miejsc.
Mikołajka Opatów też chyba nie zachwycił, ponieważ zasnął.
Po powrocie do Sandomierza wybraliśmy się na rynek (swoją
drogą do rynku z apartamentu mieliśmy minutkę) by posilić się
"świętokrzyskim żurkiem śląskim", który bardziej przypominał zupę
koperkową, ale smakował pysznie. Mikołajek natomiast zajadał się skórką z
chleba z dodatkiem kminku i aż uszka mu się trzęsły. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz