sobota, 7 listopada 2015

FROMBORK I MIKOŁAJ KOPERNIK.



„A cóż piękniejszego nad niebo, które przecież ogarnia wszystko co piękne?…
A zatem, jeżeli godność nauk mamy oceniać według ich przedmiotu, to bez porównania 
najprzedniejszą z nich będzie ta, którą… nazywają astronomią…"
                                                                                                       
                                                                                                                                                   Mikołaj Kopernik


        Chcąc odpocząć od błogiego wylegiwania się na plaży wybraliśmy się do Fromborka. Miejscowość ta zwana Klejnotem Warmii to niewielkie, malownicze miasteczko położone nad brzegiem Zalewu Wiślanego, nad krańcami Niziny Młynarskiej i Wysoczyzny Elbląskiej, pomiędzy rzekami Baudą i Narusą. Po 1,5 godzinnym spokojnym rejsie tak zwanym tramwajem wodnym przez Zalew Wiślany naszym oczom ukazał się Frombork wraz z górującym nad miastem kompleksem katedralnym. Zabudowa Wzgórza Katedralnego w skład którego wchodzą średniowieczna, gotycka katedra, dawny pałac biskupi oraz Wieża Kopernika zaliczana jest do najwyższej, zerowej klasy światowych dóbr architektonicznych. Frombork inaczej zwany Grodem Kopernika jest miejscem, w którym ten wielki polski astronom spędził 33 lata swojego życia, tutaj napisał swoje najważniejsze dzieło czyli O obrotach ciał niebieskich" i w tym mieście także zmarł i został pochowany w tutejszej katedrze. Ponadto w tym uroczym mieście rozgrywa się akcja powieści Pan Samochodzik i zagadki Fromborka autorstwa Zbigniewa Nienackiego, którą to powieść jak i cały cykl przygód Pana Samochodzika uwielbiałam w dzieciństwie. 
 Po zejściu na ląd swoje kroki skierowaliśmy do Muzeum Mikołaja Kopernika, którego siedziba znajduje się w dawnym pałacu biskupim budowli gotycko - barokowej położonej w południowo - wschodnim narożniku Wzgórza Katedralnego.





W Muzeum można zobaczyć wystawy witraży fromborskich oraz braniewskich, naczynia aptekarskie z XVI w. - XX w., ale przede wszystkim przedmioty związane z naszym wielkim uczonym w wystawie Mikołaj Kopernik - życie i dzieło, w której między innymi można zobaczyć wystawę fotografii rękopiśmiennych zapisków Mikołaja Kopernika odkrytych w drukach Biblioteki "Hosianum" w Olsztynie, ekspozycję na wzór gabinetu uczonego doby renesansu, w której znajdziemy meble, przedmioty rzemiosła artystycznego i instrumenty astronomiczne pochodzące z czasów Kopernika. Odrębną wystawą, która zrobiła na nas ogromne wrażenie była ekspozycja pt. MORS IANUA VITAE (Śmierć bramą życia) przedstawiająca chrześcijańskie obyczaje pogrzebowe, przedmioty, które podkreślały, że należy pamiętać o śmierci, bo jest ona nieodłączną częścią życia.
Opuszczając muzeum szybko oczyściliśmy umysł z refleksji o śmierci i włączyliśmy pozytywne myślenie. Kolejnym punktem naszego zwiedzania była Dzwonnica inaczej zwana Wieżą Radziejowskiego, najwyższa budowla Wzgórza Katedralnego, gotycko - barokowa (XVI - XVII w.) W trzecim miesiącu ciąży  wyjście na 40 m wieżę jeszcze na szczęście nie sprawiało problemu.


Pokonując kolejne stopnie narodził się Mikołaj..., a dokładnie pomysł na imię dla naszego dziecka. W związku z tym, że nasza wycieczka trochę przez przypadek nieplanowo zrobiła się śladami Mikołaja Kopernika (Frombork i planowany Toruń) wpadliśmy na pomysł, że jeśli będziemy mieć syna nazwiemy go Mikołaj, a jeśli córkę hmmm może Amber... od bursztynu. ;-) W każdym razie jest syn :-) Po wyjściu na taras widokowy, który znajdował się 70 m n.p.m przed naszymi oczami ukazał się Frombork w całej swojej okazałości, ale także jego piękne, zielone okolice wraz z Zalewem Wiślanym.





Oprócz przepięknego widoku z Wieży Radziejowskiego, ciekawość naszą wzbudziło Wahadło Foucaulta. Kula o wadze 46 kg zawieszona jest na linie 28,5 metrów i stanowi dowód na to, że Ziemia "jednak się kręci".
Po opuszczeniu Dzwonnicy udaliśmy się do wnętrza Bazyliki Archikatedralnej pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny i św. Andrzeja Apostoła, najstarszej budowli fromborskiego Wzgórza. Średniowieczna, gotycka katedra jest miejscem pochówku kanonika Mikołaja Kopernika, w jej wnętrzu wysłuchaliśmy choć krótkiego, to wspaniałego koncertu organowego wykonanego na jednych z najsłynniejszych w Polsce barokowych organach. 


        W drodze powrotnej do Krynicy, Zalew Wiślany na moje nieszczęście nie był już spokojny. Wzburzone fale bujały statkiem na prawo i lewo, a ja walczyłam z mdłościami. Minuty ciągnęły się nieubłaganie, a w głowie kotłowały się myśli: "Po co mi to było?" Po dwóch godzinach w końcu choć zielona to szczęśliwa zeszłam na ląd. I wyciągnęłam wniosek nigdy więcej rejsów w czasie ciąży, bo jak wiadomo "najlepszym lekiem na chorobę morską jest położyć się w cieniu rozłożystego dębu". :-)

piątek, 6 listopada 2015

KRYNICA MORSKA I ROMANTYCZNY SPACER O ZACHODZIE SŁOŃCA


„...Bo moja miłość równie jest głęboka
Jak morze, równie jak ono bez końca;
Im więcej ci jej udzielam, tym więcej
Czuję jej w sercu".  
                                   Romeo i Julia, William Szekspir


       Krynica Morska jest typowym nadbałtyckim kurortem, nie za duża miejscowość z licznymi smażalniami ryb. Pewnie w sezonie tętniąca życiem, natomiast w maju jeszcze nieco uśpiona. Samo miasteczko nie zrobiło na mnie wrażenia, za to urzekło mnie jedzenie w apartamencie, w którym mieszkaliśmy. To był jedyny czas w I trymestrze ciąży, w którym znowu, choć na chwilę cieszyłam się smakiem potraw. Pewnie dużo zrobił odpoczynek, świeże powietrze i spacery nad morze. Całe dni spędzaliśmy na błogim wylegiwaniu się na gorącym piasku (niezbędny o dziwo okazał się nie parawan tak uwielbiany przez nadbałtyckich turystów lecz parasol przeciwsłoneczny :-)), wsłuchując się w szum morza napawaliśmy się jego bezkresnym widokiem. Natomiast wieczorami gdy słońce już nie paliło skóry spacerowaliśmy wzdłuż brzegu, szukając bursztynów. 


Niestety bursztynów nie znaleźliśmy  (pewnie należało szukać o wschodzie słońca, ale to na tamten czas nie dla nas, dopiero dziecko nauczyło nas nie przegapiać wschodu ;-)). Za to  na każdym kroku znajdowaliśmy muszelki. 


Najcudowniejszym momentem wieczoru było oglądanie zachodu słońca. Widok ten zapierał dech w piersiach.




Do dziś się zachwycam tymi spacerami o zachodzie słońca w towarzystwie mojego M. W dzień rajska plaża, a wieczorem romantyczny spacer. Czegóż chcieć więcej? 



I na zakończenie cytując klasyka:  „Najpierw zaszło słońce, potem zaszedł fakt, a w rezultacie ona". ;-)





czwartek, 5 listopada 2015

RAJSKA PLAŻA I DZIK JEST DZIKI... - KRYNICA MORSKA



„Niewiele do szczęścia potrzeba: trochę piasku, morza, nieba..."

                                                                                                    Jan Izydor Sztaudynger



       Wyruszyliśmy nad polskie morze. Naszym celem było zaczerpnięcie świeżego powietrza pełnego zdrowego jodu, ponieważ byłam w 10 tygodniu ciąży. Przybyliśmy do Krynicy Morskiej, znanego kurortu położonego na Mierzei Wiślanej między otwartym Morzem Bałtyckim i Zalewem Wiślanym. Krynica znana jest z piaszczystych nadmorskich plaż, a także lasów głównie borów sosnowych, w których można spotkać dziki, sarny i jelenie.
            Byłam bardzo szczęśliwa, że przez najbliższe dni będę mogła wypocząć, wyspać się i pobyć w towarzystwie mojego M. Liczyłam, że dzięki temu doskwierające mi mdłości trochę się zmniejszą. Na szczęście nie przeliczyłam się, mdłości stały się łagodniejsze. Pogoda również nam dopisała. Jadąc na wakacje nad Bałtyk często jest zimno, wietrznie i deszczowo. Tym razem było inaczej. Brak wiatru, brak deszczu, piękne słońce i temperatura 30 st. w cieniu...i to w MAJU. :-) Z apartamentu do morza leśną ścieżką "na skróty" mieliśmy zaledwie 800 metrów, natomiast wzdłuż drogi nieco ponad kilometr. Codzienny spacer przez las to jakże przyjemna perspektywa, ale był jeden minus.... W lesie można było spotkać dzika. Właścicielka apartamentu zapewniała, że dziki nie są groźne, ale nie omieszkała wspomnieć, iż zdarzyło się raz, że człowiek został zaatakowany. No cóż... statystyka i tak była po naszej stronie. Licząc na to, że statystycznie dziki nie atakują kobiet w ciąży wybraliśmy się nad morze leśną ścieżką. Po kilkudziesięciu minutach spaceru stwierdziliśmy, że zostaliśmy oszukani i do morza jest więcej niż 800 m, dużo więcej. Idąc ścieżką ciągle mieliśmy wrażenie, że morze jest już blisko, a jednak za każdym zakrętem nie było morza, a tylko las i las. Aż w końcu doszliśmy do skrzyżowania dróg, zresztą nie pierwszego i odbiliśmy w prawo (kiedy zrozumieliśmy, że na pierwszym skrzyżowaniu mieliśmy skręcić w prawo, okazało się, że do morza mieliśmy faktycznie niecałe 800 m.). Po przejściu około 20 m. w końcu zobaczyliśmy plażę i morze. Widok nas zachwycił...





Była to najpiękniejsza plaża piaszczysta na jakiejkolwiek kiedyś byłam. A byłam już na plażach polskich, tunezyjskich, egipskich, tureckich, hiszpańskich i angielskich. Nie było w pobliżu żadnych ludzi, nie wiał wiatr, który tak bardzo kojarzył mi się z Bałtykiem, słońce grzało, a morze było spokojne. Tak dotarliśmy do naszego raju. Plaża zrobiła na nas ogromne wrażenie. Ta pustka i ta dzikość.

"Jest pewna przyjemność w lasach bez ścieżek, 
Jest upojenie w samym wybrzeżu,
Jest społeczność gdzie nie ma intruzów
Przy głębokim morzu i muzyce
jego szumu.
Nie człowieka kocham mniej
lecz naturę bardziej."
George Byron

Spędziliśmy całe popołudnie w tym uroczym miejscu. Zrozumiałam dlaczego Waris Dirie, znana modelka i pisarka, autorka „Kwiatu Pustyni" tak bardzo pokochała polskie plaże, że postanowiła zamieszkać nad polskim morzem: "... znalazłam się w miejscu, w którym jest wszystko, co uważam za piękne: morze, piasek, piękny las. Pamiętam, że położyłam się na plaży, zamknęłam oczy i poczułam, że chcę tu zostać. Chociaż na trochę."



             A czy faktycznie w lasach Krynicy Morskiej często można spotkać dzika? Okazało się, że tak. W drodze powrotnej do apartamentu, idąc leśną ścieżką usłyszeliśmy, że nie jesteśmy sami, jakieś stworzenie przemierzało krzaki. Mój M. nie chcąc straszyć kobiety w ciąży powiedział, że to tylko sarna. Kolejnym razem gdy szliśmy tą ścieżką znowu jakieś zwierzę czaiło się niedaleko. Nie chciałam stanąć twarzą w twarz z dzikiem, więc nad morze zaczęliśmy chodzić główną drogą, bo to zaledwie kilometr, a niby bezpieczniej. Wierzyliśmy, że tam dzika nie spotkamy. Jak bardzo się myliliśmy, przekonaliśmy się w dniu wyjazdu kiedy to dzik stanął za naszym samochodem. :-) Tabliczki w ogrodach informujące by zamykać furtki z uwagi na dziki nie były tam postawione przez przypadek. I dobrze, że nie spotkałam go wcześniej, bo jak wiadomo "dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo ostre kły...".