wtorek, 22 września 2015

RĘKAWICZKI KRÓLOWEJ JADWIGI - SANDOMIERZ


            

             Na zakończenie pobytu w Sandomierzu postanowiliśmy odwiedzić Dom imienia jego fundatora, wybitnego historyka ks. Jana Długosza, wzniesiony na potrzeby księży mansjonarzy w 1476 roku w stylu gotyckim. Obecnie w budynku znajduje się Muzeum Diecezjalne ze zbiorami sztuki sakralnej, a także liczne pamiątki Sandomierza i Ziemi Sandomierskiej. Do Domu Długosza przyciągnął mnie pewien słynny w Sandomierzu zabytek przeszłości czyli wykonane z białej delikatnej skórki rękawiczki Królowej Jadwigi. Jak głosi legenda Królowa Jadwiga bardzo lubiła przyjeżdżać do Sandomierza. Pewnego wieczoru, w drodze powrotnej do Krakowa zaskoczyła ją ogromna śnieżyca. Woźnica pogubił się, a sanie utknęły w głębokiej zaspie. Nie mogąc ich wydostać woźnica wyruszył do najbliższej wsi zwanej Świątniki z prośbą o pomoc. Dowiedziawszy się kto potrzebuje pomocy, mieszkańcy natychmiast wybiegli i na rękach przynieśli królową do osady, a następnie ugościli iście po królewsku. Następnego dnia królowa dowiedziawszy się od sołtysa, że mieszkańcy są źle traktowani przez pana, z wdzięczności za okazałą pomoc obiecała odkupić od pana wioskę, a na potwierdzenie tych słów zdjęła rękawiczki i wręczyła je sołtysowi. Królowa słowa dotrzymała, a sołtys złożył bezcenną pamiątkę w skarbcu katedry gdzie przechowywano je przez lata, stamtąd rękawiczki trafiły do znajdującego się tuż obok katedry muzeum diecezjalnego. I ten skarb leżał przed moimi oczami...


„...Drobny na pozór, a przecież tak drogi,
Żeby go gród nasz i za skarby świata
Nie dał nikomu, chociaż dziś ubogi
Wspomina dawne swej wielkości lata.

I cóż to za skarb, czy to brylant jaki,
Czyli talizman to zaczarowany,
Czy krwi męczeńskiej są to może znaki,
Która zbryzgała tej świątyni ściany?

Ani to brylant, ni talizman wschodu,
Ni krwawe ślady tatarskiej ofiary.
Jest to szacowna relikwia narodu,
Z której się chełpi nasz Sandomierz stary.

To rękawiczki, które w swoim czasie
Zdobiły rękę najpiękniejszą w świecie..."

                                                        Rękawiczki Królowej Jadwigi
                                                                          Apolinary Knothe (fragment)


Wyjeżdżając z Sandomierza jeszcze raz rzuciliśmy okiem na jego największe atrakcje,... 





...a później udaliśmy się w kierunku Baranowa Sandomierskiego, i dzięki temu, że jestem doskonałym pilotem ;-) po drodze minęliśmy trochę przez przypadek, choć może specjalnie kolejne ciekawe miejsce Sandomierza czyli kurhan Salve Regina, w którym wg legendy miał zostać pochowany morawski woj Sędomir - legendarny założyciel Sandomierza.
         Celem dla którego przybyliśmy do Baranowa Sandomierskiego był późnorenesansowy zamek, ze względu na podobieństwo zwany Małym Wawelem. Ta dawna siedziba magnacka początkowo należała do rodu Leszczyńskich, następnie przechodziła w posiadanie do innych wielkich szlacheckich rodzin, aż w końcu po wojnie zamek przekazano Kopalniom i Zakładom Przetwórczym Siarki "Siarkopol" w Tarnobrzegu. Odrestaurowany zamek stał się miejscem spotkań pracowników "Siarkopolu". Wyobrażenie niedawnych spotkań służbowych "przy wódeczce" jakoś nie pasowało nam do tych pięknie urządzonych komnat w stylu renesansowym i odbierało urok pomieszczeniom.




Zwiedziliśmy kaplicę i komnaty zamku po czym udaliśmy się na krótki spacer do jego ogrodów, w przepięknym wrześniowym słońcu.



           Naładowani pozytywną energią, choć zmęczeni to wypoczęci wróciliśmy do naszego gniazdka. Zakończyliśmy nasze pierwsze wakacje z Mikołajkiem i już marzymy o następnych.  Mikołaj zdał egzamin, dobry z niego turysta.
P.S.
Dla wtajemniczonych, na razie żadnej karteczki odnoszącej się do zabierania dzieci na wycieczki nie będziemy wieszać na ścianie. ;-)

poniedziałek, 21 września 2015

KRZYŻTOPÓR

                                                                                                            

„Postawił go na skale Krzysztof Wojewoda,
Ossoliński, jak wówczas wymagała moda -
W kształcie orła. Broniły go wały wysokie
Od najścia nieprzyjaciół i fosy głębokie.
Pięciokątną figurę miała ta budowa,
Co się tak przedstawiało: brama jako głowa,
Dwie baszty niby skrzydła, a dalej dwie drugie
Wyglądały jakoby orle nogi długie;
Środek budowli - korpus, a z zachodniej strony
Okrągła sala niby ogon roztoczony.

Baszt cztery przedstawiały cztery pory roku,
Dwie z jednego, a zaś dwie z drugiego znów boku.
Sal ogromnych rozmiarów, ni mniej ani więcej,
Tyle ich było, co w roku miesięcy.
Pokoi rozmaitych i przyjemnych oku
Tyle było w tem zamku, co tygodni w roku.
Okien różnych rozmiarów, taki gmach wspaniały
Tyle ich miał, z ilu dni rok składa się cały.
Do bramy most prowadził przez fosę rzucony,
Lecz tylko do połowy - niby nieskończony;
Na silnych był arkadach, próżny do połowy,
Gdy bramę otworzono, to most był gotowy.
Żelazną bramę na noc gdy się zamykało,
To w tym czasie pół mostu zawsze brakowało."

Zamek
Franciszek Xawery Bartkowski
"Dożynki" (fragment), 1882

            W poniedziałek słońce wyszło zza chmur, więc nie marnując czasu kontynuowaliśmy spacer po Starówce, wzdłuż murów obronnych wybudowanych na zlecenie króla Kazimierza Wielkiego w celu zabezpieczenia miasta i zgromadzonych w nim dóbr. Po obiedzie na chwilę opuściliśmy Sandomierz i wyruszyliśmy samochodem do małej miejscowości Ujazd, w której znajdują się urzekające ruiny zamku Krzyżtopór. Nazwa zamku pochodzi od emblematów umieszczonych przy bramie wjazdowej: topór - herb Ossolińskich oraz krzyż - symbol kontrreformacji.




Budowla została wzniesiona w XVII w. przez Krzysztofa Ossolińskiego. Według legendy bryłę obiektu podzielono na cztery baszty, by obrazowały pory roku, wewnątrz umieszczono 12 wielkich sal i 52 pokoje symbolizujące miesiące oraz tygodnie w roku. Ponadto zamek posiadał 365 okien (ilość dni) oraz 7 bram (dni tygodnia). Niestety w 1655 r. zamek został zdobyty i splądrowany przez Szwedów, a następnie zniszczony przez konfederatów barskich.




Mimo tego budowla nawet w stanie zniszczenia zrobiła na nas piorunujące wrażenie. Trzymając się za ręce i przechadzając po piwnicach i murach zamku czuliśmy romantyczny klimat tego miejsca. Gdybyśmy mieszkali w pobliżu na pewno zrobilibyśmy sobie z M. sesję ślubną w tych urzekających ruinach. Jednego czego żałowaliśmy to tego, że nie możemy zobaczyć zamku nocą, bo na pewno sprawia wtedy niemal mistyczne wrażenie.



Z Ujazdu pojechaliśmy do  historycznego miasta Opatowa, by dotknąć trochę historii, bo w końcu Opatów należy do najstarszych i bogatych w wydarzenia historyczne miast Polski. W mieście znajduje się wiele obiektów historycznych wpisanych na listę zabytków m.in. kolegiata św. Marcina z Tours (świątynia w stylu romańskim pochodząca z II poł. XII w.), pozostałości murów miejskich wzniesionych przez kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego z jedyną zachowaną bramą – Warszawską, barokowy klasztor oo. Bernardynów wzniesiony w XIV-XV w. na miejscu osady Żmigród, podziemia – system dawnych piwnic kupieckich wydrążonych w lessie pod rynkiem starego miasta (Placem Obrońców Pokoju).





Niestety czas działał na naszą niekorzyść. Kolegiata, klasztor i podziemia były już zamknięte dla zwiedzających. Pozostało nam podziwiać te zabytki z zewnątrz. Mimo, iż kolegiata jako jedna z nielicznych dobrze dochowana od XII wieku do naszych czasów swoimi rozmiarami, okazałością i wysoką klasą architektoniczną od ponad ośmiuset lat daje świadectwo kunsztu średniowiecznych budowniczych, mieliśmy wrażenie, że jej urok przyćmiony został przez infrastrukturę miejską. Tak samo inne zabytki utonęły w gąszczu nieciekawych budynków, ruchliwych i hałaśliwych dróg, pędzącego bez chwili wytchnienia miasta. Nie, nie zachwycił nas Opatów. Może gdybyśmy weszli na chwilę do kolegiaty, ucieklibyśmy od zgiełku to wtedy poczulibyśmy, że w tym miejscu działa się historia. Wniosek mamy taki, że do Opatowa można jechać, ale po drodze, przy okazji zwiedzania innych miejsc. Mikołajka Opatów też chyba nie zachwycił, ponieważ zasnął.
            Po powrocie do Sandomierza wybraliśmy się na rynek (swoją drogą do rynku z apartamentu mieliśmy minutkę) by posilić się "świętokrzyskim żurkiem śląskim", który bardziej przypominał zupę koperkową, ale smakował pysznie. Mikołajek natomiast zajadał się skórką z chleba z dodatkiem kminku i aż uszka mu się trzęsły. :) 

niedziela, 20 września 2015

MAŁY KSIĄŻĘ PRZYBYŁ NA ZAMEK - SANDOMIERZ

       

          Niedzielny poranek powitał nas deszczem i jesienną aurą. „A kiedy pada dzieci się nudzą", ale nie Mikołajek. On się nie nudzi i z nim nie można się nudzić. Poza tym prognoza pogody była optymistyczna i po południu wyruszyliśmy na spacer, by odkryć kolejne ciekawe miejsca w Sandomierzu. Najpierw dotarliśmy do Zamku Królewskiego górującego na skarpie wiślanej. Zamek został zbudowany w XIV w. z fundacji  króla Kazimierza Wielkiego na miejscu dawnego drewnianego grodu, zgodnie z przysłowiem „Kazimierz Wielki zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną". Niestety w 1656 zamek wysadzili Szwedzi, zniszczeniu nie uległa jedynie jego zachodnia część, która na polecenie Jana III Sobieskiego została rozbudowana do kształtów dzisiejszych.





Obecnie w Zamku mieści się siedziba Muzeum Okręgowego w Sandomierzu. Mikołajek po raz pierwszy w życiu przekroczył progi muzeum. Oczywiście w nosidełku, przytulony do taty. W muzeum spędziliśmy trochę czasu m.in. oglądając zgromadzone zabytki archeologiczne pochodzące z badań wykopaliskowych prowadzonych na stanowiskach w mieście i w regionie sandomierskim, przedmioty kultury materialnej, duchowej i społecznej mieszkańców Ziemi Sandomierskiej,  sztukę polską od XVIII w. do czasów współczesnych oraz monety polskie i występujące na ziemiach polskich od XI do XXI wieku. Mikołajek był zafascynowany pobytem w muzeum, szczególnie dużą ilością lamp oświetlających poszczególne gabloty. :-)


Ja natomiast, jak większość kobiet zachwyciłam się wystawą biżuterii zrobionej z krzemienia pasiastego zwanego inaczej kamieniem optymizmu, wydobywanym tylko w Polsce, głównie w rejonie Krzemionek Opatowskich (woj. Świętokrzyskie). Taki kamień w formie biżuterii nabyłam, oczywiście za zgodą męża. ;-)


Zwiedzając muzeum dotarliśmy do wieży basztowej, z której rozciągał się piękny widok na kościół św. Jakuba, który stał się naszym następnym celem.


Po przełożeniu Mikołajka z nosidełka do wózka wyruszyliśmy na zachód od sandomierskiej starówki gdzie na Wzgórzu Świętojakubowym wśród sadów stoi Kościół św. Jakuba. Jest to najstarsza zachowana praktycznie w całości budowla Sandomierza, wzniesiona w stylu romańskim w pierwszej połowie XIII w. Ponadto jest to jeden z najstarszych kościołów w całości wybudowany z cegły na terenie Polski (a nawet Europy) i ma status zabytku zerowej klasy (cegła została ułożona w układzie wendyjskim). Do kościoła dotarliśmy późno i choć był otwarty, światła były zgaszone, a ponieważ wózkiem nie mogliśmy wjechać, postanowiliśmy zwiedzać zabytek osobno, na zmianę. W kościele panował półmrok, nie było żadnych ludzi, a ciszę przerywał niosący się głos modlącego się mnicha. Poczułam jakby przekraczając próg kościoła przeniosła się do czasów średniowiecza. I tak szybko jak weszłam, tak szybko, z lekkim przerażeniem opuściłam jego mury. Mój M. jest bardziej odważny, więc dłużej przebywał w kościele, ale także poczuł średniowieczny klimat. Po opuszczeniu romańskiej budowli udaliśmy się w kierunku naszego apartamentu. Po drodze złapał nas deszcz, ale nie popsuło nam to humorów. Mikołajkowi podobały się krople uderzające o folię przeciwdeszczową, my mieliśmy parasol, bo w końcu "nie ma złej pogody są tylko słabe charaktery". :-)

sobota, 19 września 2015

MIKOŁAJKOWE SPACEROWANIE PO KRÓLEWSKIM MIEŚCIE. SANDOMIERZ.


"...i przepuści Brama Opatowska,
pod którą stromo wpełza wyślizgana kostka:
koń spina się, osuwa i pada boleśnie -
jeep natęża benzyną wykarmione mięśnie
i już - niby na wietrze postawiony kołnierz
rynek oczom otwiera miasto - to Sandomierz."
                                              
                                               Tadeusz Chrzanowski, Sandomierz


      W sobotę 19 września wybraliśmy się w naszą pierwszą daleką podróż z Mikołajkiem (każda podróż, w którą zabieramy m. in. łóżeczko turystyczne, wózek, nosidełko i wiele innych niezbędnych Mikołajkowych rzeczy będzie tą "daleką"). Zaplanowaliśmy zwiedzić miasto gdzie od wieków "San domierza do Wisły". Królewskie miasto - niczym włoski Rzym, zbudowane na 7 wzgórzach górujących nad lewym brzegiem Wisły. Słynące z niepowtarzalnego klimatu i charakteru, dzięki zabytkom, ciszy i malowniczości. Dodatkowo zareklamowane przez serial "Ojciec Mateusz" (w tytułowej roli Artur Żmijewski ;-)) nagrywany właśnie w zabytkowych murach Sandomierza. Dlatego też, mój prywatny ojciec Mateusz był zobowiązany do odwiedzenia Sandomierza oczywiście wraz z synem i żoną. Zwiedzanie zaczęliśmy od jednej z największych atrakcji czyli Rynku z kamieniczkami. Charakterystyczne dla Rynku jest to, że jego powierzchnia opada lekko od zachodu ku wschodowi. Nie można było zapomnieć o hamulcu w wózku Mikołajka. W górnej części Rynku znajduje się XIV - wieczny Ratusz, który dzięki zdobionej attyce z XVI w. (ścianka rodem z Grecji wieńcząca szczyt budowli z ozdobnymi elementami, ornamentami i rzeźbami) prezentuje się przecudnie.



Znaczącymi elementami Rynku jest też kolumna z figurą Matki Bożej Niepokalanej z 1776 r., rzeźba kotwicy z łańcuchem "wiszącym" z nieba, świadczącym o historycznych związkach Sandomierza z Bałtykiem oraz historyczna studnia. Klimat tworzą też liczne kamienice mieszczańskie (ok. 30) okalające rynek, m.in. tu znajduje się Dom Oleśnickich oraz dom kompozytora i instrumentalisty urodzonego w XVI w. w Sandomierzu Mikołaja Gomółki.





Z kolei nasz Mikołajek jak prawdziwy turysta zafascynował się licznymi gołębiami znajdującymi się na Sandomierskim Rynku. A gdy w brzuszkach było słychać burczenie, usiedliśmy w restauracji na świeżym powietrzu delektując się jedzeniem i urokami Rynku. Dla wtajemniczonych rada, by z wózkiem wybierać miejsca jak najbliżej wyjścia, żeby w każdej chwili móc opuścić restaurację nie stawiając na nogi wszystkich jej gości ;-).





Późnym popołudniem Mikołajkowy wózek zamieniliśmy na nowo zakupione nosidełko. Synek był zaskoczony, ale zadowolony z nowej perspektywy zwiedzania. Szczerze polecam, zwłaszcza, że to nie ja nosiłam nasz słodki ciężar. Spacerując już bez wózka wspięliśmy się na jedyną zachowaną do dziś bramę wjazdową po średniowiecznym systemie umocnień sandomierskich czyli Bramę Opatowską zwaną też "Wielką" pochodzącą z II/XIV w. sięgającą 33 metrów wysokości. Z Bramy rozciągał się przepiękny widok na Sandomierz i Wisłę.





Po zdobyciu Bramy udaliśmy się na dalszy spacer uliczkami Sandomierza, po drodze mijając m.in. Mały Rynek, Pałac Biskupi (klasycystyczny gmach z 1861-1864 r.), Dzwonnicę w barokowym stylu z 1737 r. -1743 r. Swoją drogą mój M. doskonale sobie radził z około 10 kg obciążeniem. W końcu dotarliśmy do głównego i największego obiektu sakralnego diecezji sandomierskiej czyli Bazyliki Katedralnej pw. Narodzenia NMP i św. Wincentego Kadłubka. Potężna gotycka budowla z zewnątrz, wewnątrz bogate wnętrze zawierające olbrzymią ilość ołtarzy, rzeźb i malowideł. Naszą szczególną uwagę przykuł cykl malowideł "Matrymologium Romanum" czyli kalendarz rzymski autorstwa Karola de Prevot oraz barokowy ołtarz Najświętszego Sakramentu. Naszemu Przewodnikowi natomiast mój M. z Mikołajkiem skojarzyli się z Matką Boską brzemienną widniejącą na jednym z obrazów w kościele.



Po opuszczeniu bazyliki wieczór spędziliśmy na Rynku, a Mikołajek wpasowując się w nastrój panujący klaskał i pokrzykiwał w rytm muzyki.